


Kruków- Kraków
Sięgnijmy w czasy najdawniejsze…
Nie było jeszcze królów, nie było nawet księcia Kraka, ale istniał Kraków - najstarszy, pogański.
Nie od królów i książąt wywodzi się nazwa Kraków, lecz od kruków, świętych ptaków, które czcił pogański Kraków.
Szczególną czcią był otoczony biały kruk ze świętego gaju na Krzemionkach. To do niego przybywali kupcy i okoliczna ludność, aby zapewnić sobie opiekę i przychylność bóstwa. Kraków rósł i bogacił się.
Długo trwał w Krakowie tajemny kult dawnych bogów, szacunek dla świętych ptaków, drzew i kamieni, aż do czasu gdy w pożarze świętego gaju zginął sędziwy biały kruk.
Na rozkaz biskupa krakowskiego schwytano resztę kruków. Podczas procesji kruki zostały utopione jako „symbol szatana”.
Po tych wydarzeniach pogańskie obrzędy wypędzono z Krzemionek, lecz tym mocniej odżyły w innych częściach Krakowa, gdzie jeszcze długo panował pogański kult i zwyczaje.
O Kraku – bohaterze
Pewnego razu przybył do Krakowa z odległej Grecji złotnik wraz z synem, który
w krótkim czasie zdobył sobie uznanie i szacunek mieszkańców Krakowa.
Był to okres ciężki dla grodu. Wielka susza, która nawiedziła miasto była utrapieniem dla mieszkańców. Zaczęło brakować wody, rośliny usychały, a ludzie chodzili markotni, modląc się o deszcz.
Kapłani dla przebłagania zagniewanych bogów, zażądali ofiary z żywego młodzieńca. Wybór padł na młodego syna złotnika. Ojciec młodzieńca usłyszawszy co czeka jego syna bardzo rozgniewał się. Przepędził z domu wysłańców, mówiąc, że wierzy w Boga miłości
i miłosierdzia, a nie w bożków wyrabianych z kamienia i drewna.
Następnego dnia mieszkańcy miasta podpalili w czterech rogach dom złotnika i tym sposobem dokonali ofiary dla swych bożków z dwojga ludzi.
Susza jednak trwała dalej.
Na zamku Kraka IV zebrano najdzielniejszych rycerzy i mędrców. Co uradzono
do dziś nikt nie wie, gdyż uczestnicy zgromadzenia zostali związani potrójną przysięgą milczenia.
Wkrótce oznajmiono ludowi zgładzenie wawelskiego smoka, uwalniając tym sposobem mieszkańców od haraczu składania ofiar z żywych ludzi.
Sława Kraka IV rosła z dnia na dzień. Wkrótce też spadł tak długo oczekiwany deszcz.
Mieszkańcy miasta wdzięczni swojemu władcy usypali mu na wzgórzu Krzemionek kopiec wdzięczności.
Kopiec Kraka, czyli Krakusa, przetrwał do czasów obecnych i jest najstarszym kopcem Krakowa oraz największym prehistorycznym kopcem w Polsce.


Legenda o Wandzie
Działo się to za życia króla Kraka VIII. Król długie lata pędził w stanie bezżennym, oddając się hulaszczym zabawom.
Tak dożył pięćdziesiątki, aż do czasu, gdy udał się w gościnę do Popielidów w Gnieźnie
i Kruszwicy. Poznał tam przepiękną, młodą pannę o jasnych włosach i koralowych ustach.
Postanowił wziąć ją za żonę i zakończyć żywot starokawalerski.
Wybranka serca miała na imię Żywia.
Ślub pary odbył się na wzgórzu wawelskim z wielkim hukiem.
Na Wawelu zaczęto nazywać Żywię, Wenedą ( pochodziła z rodu Wenedów), a później zmieniono jej imię na Wenda, co ostatecznie oznaczało Wanda.
Życie pary wawelskiej toczyło się spokojnie, aż do momentu, kiedy to podczas łowów, narowisty koń przygniótł Kraka. Po trzynastu dniach choroby Krak skonał na łożu. Zapanowała ciężka żałoba na Wawelu i w całym Krakowie. Zwyczaj nakazywał, aby ukochana żona podzieliła los męża i wraz z ukochanymi przez Kraka psami, końmi oraz orężem życie oddała
Wanda zwołała Radę Starszych i zapytała, komu jej śmierć i innych istot żywych przyniesie korzyść ?
Członkowie Rady Starszych odpowiedzieli, że nad Wandą tylko król stał, a ona sama może decydować i zmieniać prawa. Tym sposobem młoda wdowa, zmieniając okrutny zwyczaj uratowała swoje życie i kolejnych żon wawelskich królów.
Wieść o zmianie prawa szybko rozbiegła się poza Kraków i Gniezno.
Pewnego dnia do Krakowa przybył młody książę Rydygier, gnany ciekawością, jaka to dama zmienia zwyczaje ustalone przed wiekami.
Zobaczywszy Wandę, zapłonął miłością gwałtowną. Oznajmił Radzie Starszych, że jeśli Wanda nie przyjmie jego zalotów i nie zostanie jego żoną, najedzie zbrojnie na Kraków
i dokona zemsty.
Zebrała się Rada Starszych, błagając Wandę o oddanie ręki Niemcowi.
Wanda chcąc uchronić Kraków przed zgubą, wydała wieczorną ucztę. Gdy wszyscy uczestnicy rozeszli się po komnatach, a cały Wawel i miasto usnęło, Wanda udała się nad brzeg Wisły, rzucając się w toń rzeki.
Rankiem ciało Wandy zostało wyłowione z rzeki. Nastała kolejna żałoba po młodej
i mądrej królowej.
Podobnie jak Krakowi IV w dowód uznania i miłości, mieszkańcy miasta usypali kurhan, do dnia dzisiejszego przetrwały jako Kopiec Wandy.

O Walgierzu Wdałym
Za panowania księcia Popiela, w podkrakowskim Tyńcu i Wiślicy rządy pełnił sławny
i urodziwy rycerz, zwany Walgierzem Wdałym.
Rycerz był znany z bohaterstwa, którym szczycił się podczas wędrówek po dalekich krajach, dzielnie walcząc w turniejach i bitwach.
Podczas jednej z wypraw do Walgierza Wdałego dotarła wieść o jego włodarzu Wisławie, który nadużywał władzy i rządził niesprawiedliwie. Walgierz wydał rozkaz, aby uwięzić Wisława za jego karczemne postępki w wieży tynieckiej baszty.
Pan Tyńca i Wiślicy niedługo po tym udał się w kolejną podróż, pozostawiając urodziwą żonę.Wojna, w której uczestniczył trwała długo. Heligunda, żona Walgierza bardzo tęskniła za mężem. Postanowiła wbrew zakazom męża uwolnić uwięzionego Wisława, słysząc
od dworaków o jego niebywałej urodzie.
Gdy Wisław ujrzał swoją wybawicielkę, padł przed nią na kolana, dziękując jej
za uwolnienie. Heligunda zakochała się w byłym włodarzu.
Kiedy Walgierz Wdały wrócił po długiej nieobecności, nie zastał w Tyńcu swojej żony. Udał się do Wiślicy, gdzie jego wiarołomna żona uwięziła go, przykuwając grubym łańcuchem do ściany.
Nad Walgierzem straż objęła siostra Wisława, szpetna i stara Marzanna. Więzień obiecując Marzannie dozgonną miłość i oddanie został przez nią rozkuty i uwolniony. Dostarczony
mu miecz przez Marzannę posłużył do wymierzenia kary dla zdradliwej żony i jej kochanka.
Po dokonaniu zemsty, Walgierz Wdały powrócił do Tyńca, a miłością gardził do końca życia.

O gołębiach – rycerzach księcia Probusa
Rynek krakowski słynie z pięknych budowli, kwiaciarek i stale panującego gwaru mieszkańców oraz turystów.
Jest jeszcze jeden element, który kojarzy się z Rynkiem Głównym, spacerujące i obsiadające płytę Rynku gołębie.
Nie są to zwykłe gołębie, tylko zaczarowane ptaki.
Cała historia miała swój początek w czasach panowania Henryka IV Prawego zwanego Probusem.Książe jako człowiek ambitny marzył o koronie, zjednoczeniu księstw polskich
w jedno królestwo . Henryk IV wiedział , że nie uda mu się zdobyć korony bez wsparcia
i aprobaty, zasiadającego wówczas w Rzymie papieża.Książe mógł osiągnąć cel orężem lub za pomocą pełnego skarbca, ale nie było go stać na podróż do Rzymu, gdyż skarbiec świecił pustką.
Na pomoc księciu przyszła zwierzyniecka wiedźma, która zamieniła rycerzy księcia
w gołębie, a jemu samemu nakazała udać się do Rzymu bez swojej drużyny.
Henryk IV przymuszony biedą przystał na warunki wiedźmy. Gołębiom wiedźma nakazała polecieć na Rynek i osiąść na kościele Mariackim. Posłuszne ptaki przysiadły na załomach kościoła i zaczęły wydłubywać okruchy kamieni, które spadając na ziemię zamieniały się w monety ze złota.Książę uzbierał trzy wozy wypełnione monetami.
Teraz książę nie obawiając się swego wcześniejszego ubóstwa, mógł wyruszyć w podróż
do papieża.
Droga, którą miał do przebycia była żmudna i męcząca. Sam książę łagodził trudy, zatrzymując się często w gospodach, gdzie suto jadał i pijał. Zapraszał o zabawy
i ucztowania innych napotkanych podróżnych, zmęczonych znojem wędrówki.
Bardzo szybko wyczerpywały się księciu złote monety. Będąc w połowie drogi spostrzegł,
że jego fortuna, została sprzeniewierzona na hulaszcze życie.
Książę nie dotarł do papieża, nigdy też nie powrócił do Krakowa, a rycerze zamienieni
w gołębie, nie odzyskali swych ludzkich postaci.
Krakowskie gołębie do dziś chętnie siadają na ramionach przechodniów, nie bojąc się ludzi, wierzą, że gdy ujrzą swojego księcia, odzyskają dawną postać.

Hejnał, czyli pobudka
Pewnego razu za panowania króla Łokietka, podczas ulewy w letnią noc, całe miasto wraz ze strażnikami mocno spało. Przez trzy doby panowało w mieście rozleniwienie
i senność. Zapominano o bramach miejskich, które dzień i noc stały otworem.
Gdy doniesiono o tym królowi, że miasto bez obrony stoi, władca rozgniewał się srogo, uznając postawę strażników za zdradę stanu. Początkowo chciał skazać ich na śmierć,
ale interwencje i prośby, które do niego docierały w obronie strażników odwiodły go
od najsroższej kary.
Postanowił dać nauczkę mieszczanom i strażnikom miasta. Nakazał trębaczom trąbić hejnał co godzinę z wieży Mariackiej, bez względu na porę dnia, czy nocy. Mieszkańcy, którym hejnał szczególnie w godzinach nocnych spędzał sen z powiek, snuli się po mieście marudni i ziewający.
Z czasem mieszkańcy przyzwyczaili się do hejnału – pobudki, szczycąc się,że u nich tak, jak nigdzie indziej wygrywa hejnał z wieży Mariackiej.
